Dorota Zawadzka lubi przełamywać stereotypy i nie boi się tematów tabu. Sama wychowała dwóch wspaniałych synów. „Dzieci zawsze były dla mnie najważniejsze”, wspominała w jednym z wywiadów VIVY!. Dorota Zawadzka w jednym z najnowszych wpisów opowiedziała o tym, jak wyglądał jej pobyt w szpitalu i narodziny jednego z synów.
Czy jest bunt 3 latka? Bunt trzylatka – ile trwa i skąd się bierze? Bunt jest naturalnym elementem rozwoju dziecka, pierwszy pojawia się zazwyczaj około 2–3 roku życia. Maluch w tym czasie staje się zazwyczaj nieprzyjemny, często używa słowa „nie” lub „nie chcę”, reaguje płaczem na nawet błahe sytuacje.
Dorota Zawadzka . 5,5 z 85 ocen. Każdy wie, że dwulatek, czterolatek itd. przechodzi bunt i trzeba to przetrwać. Nie wolno stosować żadnej przemocy - czy to
Dorota Zawadzka (53 l.) wreszcie zobaczyła syna! Jak dowiedział się Fakt, Paweł Z. (27 l.) – przebywający w areszcie pod zarzutem gwałtu i pobicia – wyszedł kilka dni temu na wolność
Zawadzka Dorota (30 results) You searched for: Author: zawadzka dorota. Edit your search. List Grid. Sort By
– To rodzic na podstawie swoich obserwacji powinien ocenić sytuację – mówi Zawadzka. – Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy odwrócenie uwagi pomoże. Ale jeśli dziecko przeżywa pewne emocje, a my nie reagujemy na nie, to maluch często odbiera to jako komunikat: „Moje emocje nie są ważne, moja mama je ignoruje”.
IZIoyZv. Wiesz co czuję, kiedy mój czteroletni syn wyładowuje złość na drzwiach wejściowych? Kiedy odcina się od wszystkiego na placu zabaw po drobnym niepowodzeniu? Czy wiesz co czuje matka, której całusy straciły magiczną moc uzdrawiania? Nie spodziewałam się, że po czterech spokojnych latach pojawi się u nas ten niespodziewany gość. Bunt czterolatka nijak się ma do buntu tak naprawdę, ale pod czujnym wzrokiem obserwujących mnie ludzi czuję się jak najgorsza matka świata. W życiu przeszłam wiele rzeczy i mam za sobą pełną paletę uczuć. Części z nich nawet nie chcę sobie przypominać, a o istnieniu niektórych w ogóle nie miałam pojęcia. Kilka dni temu po raz pierwszy w życiu poczułam bezradność. Bo widzisz… Kiedy kłóciłam się kiedyś z mężem, to wiedziałam, że mogę trzasnąć drzwiami, wyjść i odetchnąć. Jak dzieci skakały sobie do oczu, ale nie lała się krew, też wychodziłam. Pałeczkę przejmował mój mąż, a ja mogłam po chwili na świeżym powietrzu spojrzeć na sytuację świeżym okiem. Ale kiedy zachowanie mojego syna zmieniło się diametralnie z dnia na dzień, widziałam jak męczy się sam ze sobą, nie mogłam zrobić kompletnie nic. Mogę tylko obserwować i być. Stres. Silny stres w takim malutkim człowieku (tak, czterolatek jest wciąż malutki) potrafi bardzo mocno wpłynąć na układ nerwowy. A my ten stres właśnie przechodzimy, bo syn miał w szkole dni próbne. Zaczęło się w porządku, ale w trakcie panie zmieniły mu grupę. Do tego dochodzą kłopoty językowe. Antoś rozumie już dużo, ale nie wszystko. Sprawnie porusza się po meandrach języka polskiego i chętnie odpowiada wychowawcom w ojczystym języku. Niezrozumienie ze strony dzieci i nauczycieli budzi w nim tak ogromną frustrację, że całą złość, stres i złe emocje wyładowuje w domu. Rozumiem to. Problem pojawia się w miejscu, w którym kończy się moja wytrzymałość. Momentami bezradność jest tak wielka, że sama zaczynam czuć się jak dziecko! Przecież bezradność to dziecięca cecha – tak do tej pory sądziłam. Jak to – bunt czterolatka? U mojego dziecka? Na dodatek w najgorszej wersji, czyli wrzask zostający w głowie na długo po tym jak się już skończy i całkowite odcięcie świadomości? Wciąż uczę się jak postępować i przeczekiwać początkowy etap, kiedy z młodym nie ma kontaktu. Bunt? Ale jaki bunt? Nie lubię tego określenia „bunt czterolatka”. Dobrze wiem, że jego zachowanie nie wynika z chęci robienia na złość. Gołym okiem widać, że dziecko nie radzi sobie ze skrajnymi emocjami. Powiesz mi teraz „jesteś dorosła, powinnaś wiedzieć, co robić!”. I będziesz miała rację. Dopiero musiałam nauczyć się postępowania w sytuacjach granicznych. Przez graniczne rozumiem takie, które są potencjalnie niebezpieczne dla synka. Kiedy już minęło parę ataków, postanowiłam zaryzykować i zapytać tę młodą tykającą bombę, czy czuje moment, w którym przychodzi do niego złość. Potwierdził i powiedział, że czasem czuje jak robi mu się bardzo, bardzo przykro. Dodał, że nie wie dlaczego tak jest i nie potrafi wtedy przestać płakać. Zapytałam też czy jest coś, co by mu w takim momencie pomogło. Wspólnie ustaliliśmy, że gdy poczuje TEN moment, przyjdzie do mnie i się mocno przytuli, bo to rozładowuje w nim stres. I wiecie co? Dzisiaj przyszedł do mnie już trzy razy. Widzę, że w moich objęciach czuje się bezpieczniej i od razu się rozluźnia. Nadal nie wiem co mogłabym jeszcze zrobić, bo moment, na który przypada histeria zazwyczaj jest niespodziewany. Do odpalenia bomby wystarcza mała iskra – brat zszedł pierwszy po schodach, kanapka miała skórkę albo piłka poleciała nie w tę stronę. Przeczytałam ciekawy artykuł na temat tego, że dzieci myślą o rodzicach jak o wszechmogących istotach, które potrafią zmieniać wodę w wino (swoją drogą: chciałabym!). Potrafią z dnia zrobić noc, ze świni konia, a z Kim Kardashian Pamelę Anderson. A nie, aż tak wszechmogący to nikt nie jest. To ciekawe spostrzeżenie otworzyło mi oczy. Zrozumiałam dlaczego syn nieraz chce żebym czytała w jego myślach, domyślała się wszystkiego i słyszała przez ściany jego szept. Bunt czterolatka nie istnieje, chociaż na potrzeby tego wpisu możemy sobie tak to nazywać. Terminologia jest absolutnie błędna i krzywdząca dla dziecka. Podobnie jak wszystkie opinie mówiące o tym, że dziecko jest niegrzeczne, weszło rodzicom na głowę. Albo że jest niewychowane lub wychowywane bezstresowo. Możesz się tylko domyślać, co mieli w głowach ludzie widzący jak niosę na rękach wijącego się czterolatka. Albo wtedy, gdy próbował przewrócić wózek lub położył się na trawie i walił pięściami w ziemię. To dziecko, proszę państwa, nie jest niegrzeczne. Wyraża swoje lęki i złość bez żadnych ograniczeń, bo nie potrafi inaczej. Jest jeszcze nieporadne i zdezorientowane. Jest targane emocjami, które rzuciły się z wielką paszczą na niego co najmniej jak hormony na mnie, gdy byłam w ciąży. Jeśli zobaczysz na ulicy czterolatka, który we Wrocławiu krzyczy tak, że można go usłyszeć pod Grudziądzem to albo właśnie patrzysz na mnie i mojego syna, albo na dziecko, którego mamę trzeba jak najszybciej zabrać na dobrą kawę i powiedzieć, że to normalne. I że to (chyba) kiedyś mija. Jeśli podobał Ci się ten wpis, zostań ze mną na dłużej: na FANPAGE’U SIMPLYANNA na INSTAGRAMIE będzie mi miło, jeśli udostępnisz ten wpis znajomym i zostawisz komentarz.
Fot: portishead1 / Bunt trzylatka nie jest oznaką jego trudnego charakteru, lecz naturalnym etapem rozwojowym, na którym zaczyna się kształtować osobowość dziecka oraz jego umiejętności społeczne. Rolą rodziców jest mądre, cierpliwe wspieranie tego procesu. Okresy buntu pojawiają się u dziecka wielokrotnie i są nieuniknioną implikacją faktu, że stawia mu się pewne granice. To, jakie wnioski wyciągnie dziecko ze starcia oczekiwań z rzeczywistością, zależy w dużej mierze od postawy dorosłych. Na czym polega bunt trzylatka? Dziecko, które w pierwszych miesiącach życia nie pojmuje jeszcze swojej odrębności, w wieku 2–3 lat zaczyna manifestować swoją indywidualność. Wyraża własną wolę, pragnie decydować o sobie, więc może lekceważyć polecenia lub gwałtownie protestować przeciwko decyzjom opiekunów. Malcowi zdarzają się napady złości, podczas których wyraża emocje – krzyczy, tupie, kopie, rzuca się na ziemię, niszczy przedmioty, a nawet atakuje opiekunów. Takie sytuacje to dla młodych rodziców ciężka próba. Trzeba nie tylko poradzić sobie z ogarniętym furią trzylatkiem, ale też uporać się z własną frustracją oraz narastającym poczuciem porażki wychowawczej, szczególnie dotkliwym, gdy napad złości dziecka zdarzy się w miejscu publicznym – przy oceniających spojrzeniach świadków. Przyczyny buntu trzylatka Dlaczego trzylatek manifestuje swoją niezależność w tak uciążliwy dla opiekunów sposób? Młodzi rodzice często dochodzą do wniosku, że ich dziecko ma zły charakter – jest złośliwe, uparte, niewdzięczne, a przy tym podstępnie testuje ich wytrzymałość. Tymczasem trzylatek nie jest jeszcze zdolny do poziomu refleksji, jakiego wymaga opisana postawa. Buntując się, wyraża po prostu swoje emocje. Dorośli mają rozległy aparat pojęciowy i szereg przyswojonych w procesie socjalizacji środków, z użyciem których mogą okazać smutek czy rozczarowanie w sposób akceptowalny dla otoczenia. Trzylatek wpada w histerię, ponieważ nie potrafi jeszcze zareagować inaczej. Co więcej, na tym etapie rozwoju rozumiejące dziecko musi zmierzyć się z szeregiem nowych dla niego sytuacji. Przyczyną stresu jest już sama złożoność odkrywanego świata, ale też takie zdarzenia, jak narodziny rodzeństwa czy pójście do przedszkola. Zobacz także: Czy zostawiać dziecko na siłę w żłobku lub przedszkolu? Co to jest i pow wykonuje się tzw. bilans dziecka? Dowiesz się tego z filmu: Zobacz film: Co to jest bilans dziecka? Źródło: Dzień Dobry TVN Jak zapobiegać objawom buntu trzylatka? Nie należy oczekiwać od trzylatka całkowitego posłuszeństwa, ponieważ jest to niezgodne ze specyfiką tego etapu jego rozwoju. Można jednak zapobiegać napadom dziecięcej złości, jeśli w swoim działaniu uwzględnia się istotne potrzeby, możliwości i ograniczenia małego człowieka. Trzeba na przykład pamiętać, że z jego perspektywy świat pełen jest nowych bodźców, które z trudem przetwarza niedojrzały układ nerwowy. Warto więc oszczędzać dziecku nadmiaru wrażeń, rozumieć jego zmęczenie i stwarzać mu warunki do częstego wypoczynku. Trzylatek ma silną potrzebę bezpieczeństwa, którego poczucie łatwo mu odebrać, doprowadzając przy tym do wybuchu negatywnych emocji. Dlatego trzeba, w miarę możliwości, przestrzegać określonego rytmu dnia, rytuałów porządkujących świat dziecka, a także zrozumiałych dla niego zasad. Problemem wielu rodziców jest brak konsekwencji w postępowaniu. Jeśli nie stawia się jasno określonych granic, dziecko nieustannie sprawdza, gdzie one przebiegają. Reaguje złością, gdy nie udaje mu się wyegzekwować czegoś, co raz zostało mu dane. Należy unikać odstępstw od reguł, a czyniąc je, tłumaczyć dziecku, na czym polega wyjątkowość określonej sytuacji. Aby wyjść naprzeciw dziecięcej potrzebie autonomii i samostanowienia o sobie, dobrze jest dać trzylatkowi możliwość wyboru w pewnym zakresie, np. pozwolić mu zadecydować, którą z dwóch alternatywnych potraw zje na obiad. Wówczas malec chętniej spełnia wszelkie kierowane do niego prośby. Chcąc nakłonić dziecko do określonych zachowań, nie wolno zapominać, że lepszą od upomnień czy kar motywacją jest odpowiedni system nagród, w hierarchii których zabawa z rodzicem jest cenniejsza niż kolejna maskotka. Czy Twoje dziecko przechodziło tzw. bunt trzylatka? Zobacz także: Agresja – przyczyny, rodzaje, leczenie. Jak radzić sobie z agresją? Jak postępować wobec buntu trzylatka? W kryzysowych sytuacjach należy przede wszystkim opanować własne zdenerwowanie (np. wykonując kilka głębokich oddechów), by działać z pozycji dorosłej, kompetentnej osoby. Nerwowa reakcja tylko niepotrzebnie „podkręca” emocje dziecka. Zdradza też bezradność rodzica, więc malec uczy się, że poprzez złość może wpływać na postawę opiekuna – skupić na sobie jego uwagę, a nierzadko także osiągnąć swoje cele. Dlatego napad furii najlepiej zignorować, przeczekać, a rzeczową rozmowę podjąć dopiero wówczas, gdy dziecko się uspokoi. Nim wyciągnie się wobec trzylatka konsekwencje, trzeba zastanowić się, co skłoniło go do agresji. Jeśli np. zmęczenie, wystarczy wytłumaczyć dziecku, że okazało swoje emocje w nieodpowiedni sposób oraz wskazać właściwą reakcję. Jeśli zaś malec świadomie złamał wcześniej ustalone zasady (np. dokuczał rodzeństwu), warto nauczyć go, że jego działania mają swoje następstwa – zastosować sprawiedliwą, adekwatną do wieku i ustaloną wcześniej karę. Trzeba też pamiętać, że nie powinno się oceniać dziecka (np. jesteś niegrzecznym chłopcem), lecz upominać je za konkretne zachowanie (np. nie podoba mi się to, że zniszczyłeś zabawkę). Przekazywane trzylatkowi komunikaty mają ogromny wpływ na kształtowanie się jego samooceny i poczucia własnej wartości. Bibliografia: 1. A. Faber, E. Mazalish, Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, Poznań 2002. 2. L. Bates Ames, S. Baker, F. Ilg, Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat. Poradnik dla rodziców, psychologów i lekarzy, Gdańsk 2012.
Tekst, który publikowaliśmy przed rokiem, wciąż jest aktualny, dlatego go odświeżamy. Przeczytajcie i napiszcie, jakie stroje wy ubieracie swoje córki na plażę. *** Dorota Zawadzka, psycholog dziecięca, często na swoim profilu w serwisie społecznościowym prowokuje dyskusje. Tym razem była prowadząca program telewizyjny "Superniania" zastanawiała się, po co trzylatce stanik na plaży. W swoim poście pyta: Czy ktoś mi wyjaśni, pytam jedynie z ciekawości... Po co trzylatce dwuczęściowy kostium na plaży? EDIT Widzę, że pytanie niejasne. Po co trzylatce staniczek? Pod postem psycholożki morze komentarzy i różne opinie. Dla jednych stanik dla dwulatki to żaden problem. Czytamy: A dlaczego nie? Dzieci zwracają uwagę na swoje części ciała, to niech od małego wiedzą, że tak po prostu jest przyzwoicie i ładnie Córka naśladuje mamę... I tyle w temacie Założyłam mojej rocznej córce strój dwuczęściowy. Nie widzę w tym nic złego. Jest kobietą. Małą, ale jest Dzieci od małego powinny wiedzieć, których miejsc na ich ciele nie powinno się pokazywać obcym Dla innych komentujących stanik dla małej dziewczynki na plaży to niepotrzebna seksualizacja. Góra od kostiumu staje się potrzebna, kiedy dziecko uzna to za stosowne Czasem matki chcą zrobić ze swoich małych córeczek gwiazdy, stylizują je nawet na plaży. Mam dwie córki 8 i 4 lata i obie mają stroje jednoczęściowe Też mnie to zastanawia. Zawsze byłem przekonany, że służy to do zasłaniania biustu - kobiecych piersi. Nie piersi w ogóle. Męskich, dziecięcych czy niemowlęcych Kupcie jeszcze szminkę, cienie do oczu i lakier do paznokci. Będzie uczyła się dbałości. Krem przeciwzmarszczkowy też się przyda Sama Zawadzka w jednym z komentarzy podsumowuje dyskusję i odpowiada na swoje pytanie: Przeczytałam wszystkie odpowiedzi z uwagą. Większość nie na temat;) Kilka merytorycznych. 1. Bo chcą2. Bo sfera intymna3. Bo trzeba dziewczynkom chronić sutki przed słońcem4. Bo słodko wyglądają5. Bo produkuje się takie kostiumy6. Bo chce wyglądać jak mama Sieciówki przesadzają? Popularne sieciówki od lat co roku mają w swojej letniej ofercie stroje bikini dla dziewczynek, nawet te w rozmiarze 86, czyli na wzrost rocznej dziewczynki. To zazwyczaj majteczki i pasujący do nich staniczek, czasami z falbanką. Zdarzało się, że stanik dla dziewczynek - tych nieco starszych, 6-letnich - miał wszyty push-up, czyli gąbkę powiększającą piersi. Taką "wpadkę" zaliczyła firma Abercrombie & Fitch, kultowa amerykańska marka kojarzona z komfortem. Kilka lat temu w Wielkiej Brytanii, popularna sieciówka Primark, po protestach rodziców i pedagogów, wycofała ze sklepów kostiumy kąpielowe dla dziewczynek, które miały wszyte wkładki powiększające biust. Podobne produkty wycofywała ze swoich sklepów popularna brytyjska marka Marks&Spencer. Psychologowie coraz częściej zwracają uwagę na problem seksualizacji dzieci, czyli wychowywania ich w przekonaniu, że tylko jeśli będą eksponować swoją seksualność, będą się liczyć w społeczeństwie. Psycholog i seksuolog, prof. Maria Beisert, uważa, że jako rodzice kilkuletnich dziewczynek nie powinniśmy kupować im biustonoszy. Według profesor bikini, w tym biustonosz, to akcesoria dla kobiety, nie dla dziecka. W rozmowie opublikowanej na naszym portalu "Córki czy Lolitki" tłumaczyła: W naszej kulturze obowiązuje nakaz zasłaniania piersi, bo stanowią one bodziec seksualny. Jednak 4-letnia dziewczynka nie ma jeszcze rozwiniętych piersi, więc nie ma też powodu, by je zakrywać. Podobnie jest ze stringami. Kobiety nie noszą ich przecież, żeby było im ciepło czy dla higieny. Szpilki to też typowy atrybut seksualny. Wydłużają nogi i powodują, że chodząc, wypinamy pośladki. Wymuszają określony sposób poruszania i uniemożliwiają aktywność fizyczną. Są nie tylko nieodpowiednie dla dziewczynek, ale też niewygodne i niebezpieczne. Zapytaliśmy kilka mam córek, jakie w tym roku wybrały kostiumy kąpielowe dla swoich kilkulatek.
Opublikowano: 2013-08-05 15:13:04+02:00 · aktualizacja: 2013-08-05 15:18:09+02:00 Dział: Polityka Polityka opublikowano: 2013-08-05 15:13:04+02:00 aktualizacja: 2013-08-05 15:18:09+02:00 Fot. Facebook Nieoczekiwanie wraca temat "Superniani" i leków, które dzieci przyjmowały w programie. Dorota Zawadzka, w wywiadzie dla tygodnika "Wprost" potwierdziła posiadaną przeze mnie wiedzę, którą nie mogłam się podzielić szczegółowo ze względu na dobro dziecka i tajemnicę dziennikarską. Dziś wyręczyła mnie jednak pani Zawadzka, zdradzając kulisy sprawy. Przypomnę jednak po kolei, o co chodziło w całej sprawie. W reakcji na uruchomienie przez MEN nachalnej promocji reformy, na mocy której sześciolatki muszą pójść do pierwszej klasy, a na potrzeby której to promocji w spotach reklamowych wystąpiła Dorota Zawadzka, napisałam krytyczny tekst, w którym podzieliłam się swoimi wątpliwościami co do kompetencji Superniani. Swoje zdanie opierałam nie tylko na tym, co widzieliśmy w reality show, emitowanym przez stację TVN, ale także na znanych mi kulisach jednego z programów, o którym wiedziałam, że poprawa zachowania dziecka wynikała nie tylko z metod psychologicznych, ile z przyjętych leków. Ten tekst wywołał burzę, plotkarskie portale posądziły Dorotę Zawadzką o podawanie dzieciom leków, a sama psycholog zaapelowała, bym zawiadomiła prokuraturę, jeśli wiem o popełnieniu przestępstwa. Ponieważ jednak nie mogłam zdradzać szczegółów sprawy, żeby nie narazić rodziców na konieczność płacenia kary wynikającej z umowy podpisanej z TVN oraz ze względu na dobro dziecka, doprecyzowałam tylko, że znana mi sprawa nie nosiła znamion popełnienia przestępstwa oraz że nie było moim celem sugerowanie, że leki podawała Zawadzka. Napisałam też, że nie wiem czy Superniania o sprawie wiedziała. Najwięcej jednak emocji - w związku z komentarzem, który opublikowałam na portalu roku, pt.: „Rodzice, nie dajcie się! MEN znów uderza propagandą” - wzbudziła wzmianka dotycząca jednego z odcinków programu „Superniania”. Chodziło o podanie dziecku leku, na skutek którego było ono spokojniejsze. Nie napisałam, że zrobiła to pani Dorota Zawadzka, nie sugerowałam także, że kiedykolwiek podawała dzieciom leki. Nie wiem czy wiedziała o wspomnianej przeze mnie sytuacji, która miała miejsce, a która była dość szczególnego typu. Jednak w myśl przepisu art. 15 prawa prasowego jestem zobowiązana do utrzymania w tajemnicy nazwiska osoby, która udzieliła mi informacji na temat kulis programu „Superniania”. Sytuacja, o której wspomniałam, nie nosiła, według mojej wiedzy, znamion przestępstwa. Komentarz zaś uściśliłam tak, by przekaz nie budził wątpliwości. Dziś w tygodniku „Wprost” Dorota Zawadzka sama zdradza kulisy tamtej sprawy, potwierdzając moje słowa i wiedzę. Idzie nawet krok dalej, przyznaje bowiem, że o lekach wiedziała, a tego typu przypadków było kilka: Wprost: Leki były podawane? Dorota Zawadzka: Tylko zalecone wcześniej przez lekarza, pod którego opieką było dziecko. Wprost: Dlaczego dzieci leczone psychiatrycznie, będące pod wpływem leków, brały udział w programie? Dorota Zawadzka: Dlatego, że prosili o to ich rodzice. To są dzieci, które z tymi lekami żyją, chodzą do szkoły, bawią się z innymi dziećmi. Prowadzą normalne życie. Dlaczego miałyby nie brać udziału w programie? Był taki chłopiec, który mamusię strasznie denerwował. Miał ADHD. Ona czasem podawała mu zwiększone dawki leków i mówiła, że jak da, to dziecko jest spokojniejsze. Wprost: I pani o tym wiedziała? Dorota Zawadzka: Tak, gdy się o tym dowiedziałam, to zawieźliśmy ją do psychiatry z dzieckiem i lekarz zabronił dawać zmienione dawki. Zmienił też chłopcu leki. Były też inne dzieci biorące leki. Nie ingerowałam w żadnym przypadku, jak są leki podawane. Czyli jest tak, jak pisałam, sytuacja nie nosiła znamion popełnienia przestępstwa. Leki były w istocie przepisane przez lekarza. Jednak wiedza o tym, że dziecko występowało w programie pod wpływem leków, dała mi prawo wątpić w skuteczność metod psychologa w tych przypadkach. Wiedziałam bowiem, że poprawa zachowania dziecka wynikała nie tylko z metod Doroty Zawadzkiej. A udział pani Zawadzkiej w kampanii MEN i wmawianie rodzicom, że reforma jest dobra, wciąż oceniam krytycznie. Psycholog Marta Mauer-Włodarczak z poradni psychologicznej SENSiTy komentuje tę sprawę: Nie należy brać do programu dzieci, które biorą leki, bo te wpływają na ich zachowanie. Takie dzieci powinny być pod indywidualną opieką, w żadnym wypadku nie nadają się do telewizji. To dla nich ogromny stres i bodziec pobudzający. Każdy psycholog wie, że nie da się przewidzieć zachowania takiego dziecka w sytuacji stresowej, w sytuacji, w której odbiera silne bodźce. W mojej ocenie branie takiego dziecka do programu, to złamanie zasad etyki pracy. Równie dobrze można by wziąć do programu dziecko w psychozie, bo rodzice prosili....Może warto też zadać pytanie, co jeszcze Superniania jest skłonna zrobić na prośbę rodzica? A przecież w tym samym wywiadzie Dorota Zawadzka mówi, że: To nie prawda, że rodzice wiedzą, co jest najlepsze dla ich dziecka. Uważam, że powinno się słuchać specjalistów. Czy ktoś jeszcze nadąża? Publikacja dostępna na stronie:
Bunt dwulatka, bunt trzylatka… czyli moje dziecko się złości Nasze słodkie maleństwa z czasem coraz intensywniej zaczynają okazywać swoje niezadowolenie i badać granice, których przekroczenie wywoła naszą stanowczą reakcję. Z czasem rodzice mogą być załamani, zestresowani i zawiedzeni – tak sobą, jak i swoim dzieckiem. Jak więc reagować na złość naszej pociechy, aby samemu nie stracić kontroli nad nerwami, a zarazem nauczyć nasze dziecko radzenia sobie z silnymi emocjami? Policz do 10, zanim coś zrobisz W zależności od tego, jak częste ataki histerii, krzyku i złości obserwujemy u dziecka, nasza cierpliwość pozwala nam zareagować w nieco bardziej lub nieco mniej adekwatny sposób. Zanim jednak spróbujesz powstrzymać krzyczącego malucha, spróbuj się choć na moment wyciszyć. Niektórym pomaga liczenie do 10, inni potrzebują na chwilę wyjść do drugiego pokoju – to zależy, gdzie dana sytuacja ma miejsce. Z pewnością nie należy reagować impulsywnie. Chyba że naszym impulsem jest podejście do dziecka i przytulenie go. Złość dziecka to nie Twoja wina To że malec nie od razu potrafi okiełznać nękających go emocji, nie jest ani wymierzone w Ciebie, ani w Waszą relację. Nie możesz się również obwiniać o każdy atak histerii Twojego dziecka. Często poczucie winy podsuwa nam dość kiepskie scenariusze, których nie warto brać pod uwagę i kontynuować na dłuższą metę – nie powinno się ani zostawiać dziecka samemu sobie z trudnymi emocjami, ani też próbować zbytnio w nie ingerować. Warto po prostu empatycznie towarzyszyć. Czasem pociecha woli zostać sama. Dobrze na to pozwolić, ale być w pobliżu, aby gdy tylko nas wezwie, natychmiast się przy niej zjawić. Nikt mnie nie rozumie Postaw się w sytuacji swojego dziecka – jeśli jeszcze nie potrafi zbyt dobrze mówić, trudno mu komunikować swoje potrzeby oraz niezadowolenie. Dzieci bywają dokuczliwe, ponieważ nie rozumieją emocji, które nimi targają w trudnych momentach. Nie potrafią również Ci o nich opowiedzieć. To tak, jakbyś nagle znalazł się w obcym kraju, gdzie nikt nie zna Twojego języka. To może być frustrujące, prawda? Jeśli napady złości u Twojego dziecka pojawiają się dość często i są to dość nieoczekiwane momenty, rozważ udanie się ze swoim dzieckiem do specjalisty. Psycholog przyjrzy się sytuacji, pomoże Ci wspierać swoje dziecko w radzeniu sobie z emocjami. Kłopoty maluszka mogą mieć również podłoże neurologiczne i wynikać z nadmiernego pobudzenia. Tu również może pomóc psycholog, który podpowie, jak dostosować plan dnia i otoczenie, by obniżyć napięcie u dziecka. Przede wszystkim warto jednak zdawać sobie sprawę, że złość, jak każda inna emocja, jest nam wszystkim potrzebna. Mózg dziecka natomiast nadal się rozwija i nie jest jeszcze w stanie zapanować nad tak silnymi emocjami. Warto pozwolić malcowi na przeżywanie złości i towarzyszyć mu w tych trudnych momentach.
bunt trzylatka dorota zawadzka